środa, 22 lipca 2015

Radość z życia

Najprzyjemniejsze momenty życia odkrywamy sami. Ja swój odkryłem dopiero kiedy kończyłem liceum. Pamiętam, że pojechaliśmy wtedy całą drużyną nad jezioro na pożegnalny obóz. Była chłodna noc i wszyscy świętowali na najgłośniejszej imprezie jaką kiedykolwiek widziałem ale ja nigdy nie lubiłem takich rzeczy. Wyszedłem kpiąc z każdego kto się zbliżył gwarantując sobie tym samym, że nikt nie odważy się za mną pójść. Byłem wtedy dodatkowo zirytowany ponieważ w to samo miejsce postanowiła przyjechać drużyna Seirin razem z tym obrzydliwe szczęśliwym Kiyoshim. Już na samo jego wspomnienie otwierał mi się nóż w kieszeni.
Wyszedłem szybkim krokiem opatulony w moje ulubione szaro zielone ponczo. Zawsze byłem zmarzluchem i nawet w letnią noc potrafiłem trząść się z zimna. Jednak wolałem już to niż ten chaos w budynku. Maszerowałem w stronę brzegu jeziora , które dzięki Bogu znajdowało się w sporej odległości od źródła upiornego hałasu. Była tam mała, piaszczysta plaża otoczona wysoką, bujną trawą. Usiadłem na ciepłym piasku i wpatrywałem się w taflę wody odbijającej srebrne światło księżyca i co chwilę poruszanej delikatnymi podmuchami wiatru. Zatopiłem się we własnych myślach.

- Hanamiya, nie spodziewałem się cię tu spotkać ale bardzo mnie to cieszy.

Ten przesycony ciepłem i zupełnie pozbawiony ironii głos Kiyoshiego wyrwał mnie z odmentów umysłu.

Był taki przyjemny i tak pięknie brzmiał wypowiadając moje imię.

Tak szeptało mi serce ale nie chciałem tego słyszeć, byłem głuchy na jego wołania.

- Phy uważaj bo ci uwierzę. Wracam na imprezę a ty siedź se tu sam i najlepiej się utop. - prychnąłem najbardziej pogardliwym i przesyconym złośliwością głosem na jaki mnie było stać i błyskawicznie podniosłem się na nogi.

On milczał i patrzył mi prosto w oczy uśmiechając się przyjaźnie. Co za kretyn, szczerzy się do wroga , który odebrał mu to co kochał najbardziej. Głupi debil z krzaczastymi brwiami. Szybko minąłem go i chciałem pójść w stronę ośrodka ale on złapał mnie mocno za nadgarstek, pociągnął w tył , obrócił i przytulił się do moich pleców.  Zacząłem krzyczeć, kląć i wyrywać się z całych sił ale nie mogłem nic poradzić na ten stalowy uścisk. Wreszcie dysząc ze zmęczenia dałem sobie spokój.

- Co ty wyprawiasz? Puść mnie.

Dalej milczał. Osunął się na piasek ciągnąc mnie za sobą. Wyprostował nogi i posadził mnie między nimi tak , że opierałem się plecami o jego szeroką pierś wciąż opleciony jego ramionami. Trwaliśmy tak przez dobrą chwilę aż w końcu dałem za wygraną.

- Dobra możesz już mnie puścić. ... nie ucieknę.

Nie poruszył się jeszcze przez jakiś czas ale w końcu zabrał ręce i podparł się nimi tak , że robił teraz za moje prywatne oparcie. Nic nie mówił ale wciąż się uśmiechał. Odchylił do tyłu głowę i zaczął wpatrywać się w niebo a ja poszedłem za jego przykładem. Aż zaparło mi dech w piersiach, gwiazdy były tak niesamowite, że zdziwiłem się jakim cudem wcześniej ich nie zauważyłem. Było widać nawet Drogę Mleczną. Nie zarejestrowałem momentu kiedy oparłem się o ciało za sobą wciąż pochłonięty widokiem w górze.

- Makoto

Drgnąłem na dźwięk swojego imienia i odwróciłem się w stronę źródła głosu. Napotkałem parę piwnych oczu lśniących jakimś dziwnym blaskiem. Zbliżyły się do mnie a ja aż wstrzymałem oddech i zacisnąłem powieki. Szczerze przyznam nie tego się spodziewałem ale poczułem jego miękkie usta całujące mnie w czubek mojego lekko zadartego nosa. Odrazu doszedł mnie zapach mężczyzny przede mną. Aż mi się od niego zakręciło w głowie i zrobiło mi się tak gorąco, że przeklinałem to wełniane ponczo , które odcinało mi dopływ chłodnego powietrza. Kyoshi znów przyciagnął mnie do siebie a ja wciąż nieco otumaniony opadłem w jego ramiona.

Tak odnalazłem największą z przyjemności życia.

Odpoczynek w ramionach ukochanej osoby, letnią nocą, wpatrując się w gwiazdy dzięki wielu, wielu dziwnym, zabawnym i smutnym wydarzeniom może mi towarzyszyć nawet dziś, dobrych dziesięć lat od tamtych wydarzeń.

***
Witam i przepraszam za to na górze *zasłania twarz ze wstydu*  M///////M
Ostatnio tak się rozleniwiłam, że wogóle nie mam pomysłu na nic. Zupełna pustka w głowie. Może ktoś z was był na moim drugim blogu i wie co mogło się przyczynić do mojego obecnego stanu. Dla tych , którzy nie wiedzą powtarzam, że byłam na tygodniowym rajdzie konnym , który był spełnieniem jednego z moich marzeń. Wygląda na to że wena też zrobiła sobie wakacje i poszła spełniać marzenia *szkoda, że nie moje ;-; *
To coś powstało między innymi po to abyście zupełnie o mnie nie zapomnieli. Po za tym mam nadzieję, że jeśli Wena zobaczy jak się bez niej stoczyłam to się zlituje i wróci ;-:

No to ponarzekałam sobie, już mi trochę lepiej ^-^ Dobranoc ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz