piątek, 19 czerwca 2015

Kapturek z krainy Oz

Drobne, białe plamki światła przeciskając się przez oczka koronkowej firanki, żywo skakały po skórze koloru mlecznej czekolady. Mężczyzna leżał pogrążony we śnie na łóżku pod uchylonym oknem, przez które ciepły wiatr przedostawał się do pomieszczenia i delikatnie przeczesywał granatowe kosmyki. Nagle jedna plamka bezczelnie wcisnęła się leżącemu pod zaciśniętą powiekę, rozchylając ją przy akompaniamencie pomruków niezadowolenia. Oczy otworzyły się, ukazując tęczówki w kolorze wzburzonego morza połyskujące w słońcu. Czarne źrenice zwęziły się podejrzliwie i powiodły po wnętrzu starej, zadbanej chaty, w której się znajdowały.

- Gdzie ja do jasnej cholery jestem?! - krzyknął zdezorientowany i nerwowo zaczął rozglądać się po nieznanym pomieszczeniu, jednocześnie zastanawiając się jak się w nim znalazł - Trzeba się stąd wynosić. I zadzwonić po pol.... - urwał w pół zdania i zerwał przerażony z łóżka - CO TO JEST DO KURWY NĘDZY?!?!?!? Jak pornole kocham , ten drań który mi to zrobił ma w tej chwili wyjść i dać sobie skopać dupę!!!

Powodem wybuchu wściekłości mężczyzny był jego strój, niewątpliwie włożony na niego wbrew jego woli. Miał na sobie kusą, błękitną sukienkę z falbankami sięgającą prawie do kolan i biały koronkowy fartuszek tej samej długości przewiązany w talii. Nogi opięte były w białe rajstopy a stopy wciśnięte w nowe, czarne, damskie trzewiki. W krótkie włosy, o zgrozo, miał wplecione jakieś fioletowe zielsko.
Aomine trząsł się z wściekłości a twarz paliła go ze wstydu. Już chciał znów zawołać swojego oprawcę kiedy drzwi chaty otworzyły się i do wnętrza weszła kobieta w kapturze zasłaniającym jej twarz. Była prawie jego wzrostu, ubrana w taką samą sukienkę ale w kolorze słonecznej żółci. Okrywała ją krótka, sięgająca połowy pleców i zasłaniająca  ramiona czarna peleryna z szerokim kapturem osłaniającym twarz właścicielki.

- Hej! To twoja robota?! Jak śmiałaś przebrać faceta w kieckę?! I co ja tu robię?! Żądam wyjaśnień...i normalnych ciuchów!
- Hihihi, Aominecchi, nie powinieneś się tak odnosić do siostry. - smukła dziewczyna odwróciła się w jego stronę i zdjęła kaptur.
Chwila...dziewczyna?
To przecież, kurwa, facet jest! W sukience!

- Chwila , chwila... Co się tu wyprawia?! Skąd znasz moje imię?! Skąd się tu wziąłem?!
- Ojejej! Aominecchi stracił pamięć? No cóż, nic na to nie poradzimy. Jestem Kise Ryouta. A ty masz bardzo ważne zadanie. Musisz zanieść przesyłkę do Pana Akashiego. - wyjaśnił blondyn. Ostatnie dwa zdania wypowiedział niepokojąco poważnym – jak na faceta w pończochach – tonem – Tu masz koszyczek a w nim przesyłkę. Nie wolno ci nikomu dać jej przejąć. To bardzo ważne. Podążaj żółtą ścieżką i pod żadnym pozorem nie zbaczaj z trasy! No chyba, że jesteś wesołym samobójcą – dodał już z szerokim uśmiechem i nim Aomine zdążył się zorientować lub tym bardziej zaprotestować już stał za drzwiami w niebieskiej pelerynce pokroju takiej, którą wcześniej miał na sobie Kise i z koszykiem w rękach, za plecami słysząc głośny trzask zamykanych drzwi.

- No pięknie, po prostu cudownie! To chyba jakiś koszmar! Ehh...Dobra nie czas na użalanie się nad sobą. Może jak odniosę ten idiotyczny koszyk to dowiem się co się tu dzieje. - z takim postanowieniem ruszył przed siebie żółtą ścieżką rozciągającą się już od progu domu.

Szedł tak już tak od dobrej godziny. Rajstopy wpijały mu się w krocze, wiatr bez przerwy podwiewał sukienkę i po prostu dostawał kurwicy kiedy nagle ogarnęło go dziwne przeczucie akurat w momencie, w którym wkroczył do lasu.
Przerwał miotanie przekleństwami i już w ciszy rozglądał się dookoła. Tuż przy nim coś mocno zaszeleściło w krzakach. Cofnął się przestraszony, jednak przypomniał sobie, że mimo sukienki wciąż jest facetem i nie da się zastraszyć. Zebrał się w sobie i z wrzaskiem rzucił w zarośla.
Usłyszał głośny pisk i już czuł, że jego ofiara znajduje się tuż pod nim. Nie czekając aż ten drugi się opamięta chwycił go mocno i wyciągnął na drogę nie zważając na skomlenia i protesty. Kiedy wkroczyli w plamę światła przeciskającego się przez splątane korony drzew zobaczył coś bardzo ciekawego.

Na ziemi kuliła się postać niewiele mniejsza od niego. Jasna skóra przysłonięta była przez wąskie spodnie w kolorze podpalanym a umięśniony tors przez luźną płócienną koszulę. Burza krwisto - czerwonych włosów niczym dostojna, lwia grzywna okalała męską i bardzo przystojną twarz. Między kosmykami wystawała para małych, zaokrąglonych uszu w kolorze piasku. Natomiast za plecami mężczyzny majtał się długi ogon zakończony puszystą kitką kasztanowej sierści. Postać drżała a rubinowe oczy zaszkliły się sygnalizując rychłe nadejście napadu histerii.

- H-hej, tylko nie waż mi się zacząć ryczeć bo ci przywalę! - warknął zmieszany widząc zbliżającą się katastrofę. Jednak jego "prośba" przyniosła wręcz odwrotny skutek. Po zaróżowionych policzkach zaczęły spływać łzy. Ku swojemu przerażeniu Daiki stwierdził, że ten widok jest uroczy i poczuł nieodpartą chęć przytulenia płaczącego mężczyzny.
- Cicho, no cicho bądź! Proszę cię! Eee... - zdezorientowany krążył wokół niego nie bardzo wiedząc co zrobić i ledwo powstrzymując się od przygarnięcia go do siebie. Nie będzie przecież przytulał się z facetem, ta czynność jest zarezerwowana tylko dla cycatych lasek.
... ale może by tak nagiąć trochę zasady?
- Buuu! Zo... hik...zostaw mnie… hik! - przemówił wreszcie chłopak co chwila czkając i ledwo zauważalnie odsuwając się od nieznanego człowieka.
- Uspokój się, proszę cię. Obiecuję, że nic ci nie zrobię. - powiedział już łagodniejszym tonem. Przemógł się nawet trochę i pogłaskał go po zmierzwionych włosach. Okazały się być niesamowicie miękkie i delikatne w dotyku. Chętnie trzymał by tam dłoń jeszcze dłużej ale beksa otarła, energicznie oczy i najwyraźniej wyczuwając zwierzęcym instynktem brak złych intencji ze strony napastnika szybko wstała i doprowadzając się do stanu względnej używalności przywołała na twarz nieco głupkowaty ale uroczy uśmiech.

- Jestem Kagami Taiga! Miło mi cię poznać... I zapomnij o tym co przed chwilą widziałeś jasne? - przedstawił się energicznie Kagami zupełnie już nie przypominając tej przestraszonej beksy z przed chwili.
- Siema. Co ty taki wystrachany byłeś co? Czy ta kieca jest aż tak przerażająca? - zapytał pół żartem, pół serio Aomine
- Co? Nie, oczywiście, że nie! Znaczy...jest to dość osobliwy strój dla faceta...ale nie przerażający - wyjaśnił zakłopotany - Ja po prostu jestem tchórzem - Kagami właściwie wypluł ostatnie słowo z niesmakiem - I nic nie umiem na to poradzić. To przez czary. Długa historia nawet szkoda gadać.
- Och... jest coś co może to naprawić?
- Owszem. Moc czarnoksiężnika Akashiego, pana krainy Oz, który mieszka w Rubinowym Pałacu -  powiedział zrezygnowany - Ale sam widziałeś jakim tchórzem jestem. Nie ma szans żebym tam poszedł. Zwłaszcza, że czarnoksiężnik to najbardziej przerażająca osoba we wszechświecie i okolicach. Nie chciałbyś go spotkać. - zadrżał ze strachu na samą myśl o perspektywie spotkania z władcą krainy.
- No to wygląda na to, że mam przesrane bo tak się tragicznie składa, że to właśnie on jest celem mojej podróży. Niosę mu ten idiotyczny koszyk.
- ... Spoko stary. Postawię ci nagrobek. - rzeczowym tonem oznajmił lew, kiwając poważnie głową.
- Oi! Nie zamierzam tam umierać! Co z tobą jest nie tak?! - obruszył się. Nie będzie go tu jakieś strachajło na straty spisywać! - Wiesz co, powinieneś iść ze mną.
-Że jak?! I dać się wypatroszyć temu psycholowi z nożyczkami?! ... Nigdy w życiu.
- Hej, nie bój się. Ochronię cię. Obiecuję. - kojącym tonem przyrzekł Aomine. - Ze mną będziesz bezpieczny. - Nie wytrzymał i zaczął namawiać chłopaka na wspólną podróż. Zresztą chciał przetestować kilka romantycznych tekstów, które pamiętał z jakiegoś filmu. Oczywiście nadal obecność laski z miseczką F byłaby dużo atrakcyjniejsza ale towarzystwo uszatego nastolatka będzie na pewno nie mniej przyjemne.
Po tych słowach z satysfakcją przyglądał się jak gorący rumieniec wypływa na twarz czerwonowłosego i pokrywa ją intensywną czerwienią. Przez głowę przeleciała mu tylko jedna,  krótka ale bardzo intensywna myśl.

„Chcę go… cholera…”

Oczywiście od razu ją odpędził i kręcąc głową wyciągnął rękę w stronę wciąż zawstydzonego chłopaka.
- Pójdziesz ze mną do Kryształowego Pałacu i dotrzymasz mi towarzystwa a potem postaramy się o twoje życzenie. W zamian ja będę cię chronić. Umowa stoi?
- ... Stoi ... - mruknął nieśmiało  Taiga i podał Aomine rękę. Ten tylko uśmiechnął się chytrze pod nosem.
- Dobra to idziemy, szkoda czasu. - mówiąc to trzasnął Kagamiego otwartą dłonią w tyłek. Ten pisnął i podskoczył zaskoczony i rozcierając obolałe pośladki ruszył za śmiejącym się z jego reakcji Daikim.

Szli tak już od dobrej godziny rozmawiając i śmiejąc się w najlepsze. Aomine co jakiś czas dobierał się do Taigi a ten maskując maksymalny poziom zawstydzenia udawał, że nic nie zauważa odsuwając się tylko dyskretnie od macających go dłoni. I szli by tak aż do celu gdyby nie dziwne przeczucie, które ogarnęło nagle Aomine na kilometr od wyjścia z ciemnego boru. I nie zwiastowało ono niczego dobrego.
Zatrzymał się więc zaniepokojony i uważnie rozejrzał się dookoła. Kagami też musiał wyczuć zagrożenie bo zaczął się trząść i przylgnął całym ciałem do swojego obrońcy łaskocząc go kosmykami w nos.

Między drzewami śmignął nagle biały kształt i wypadł na drogę parę metrów od nich. Na ścieżce stał szczupły chłopak o jasnej karnacji. Jego ładną twarz okalały sterczące na wszystkie strony włosy barwy zbielałego popiołu. Oczy o tym samym odcieniu patrzyły na podróżnych kpiąco i z wyższością. Sprężystym, szybkim krokiem zbliżył się do nich i wyszczerzył kły w wyzywającym uśmiechu. Za plecami machała puchata, szara kita a z tej odległości dało się zauważyć również białe, kudłate uszy ukryte w plątaninie włosów. Chłopak - wilk przypominał psotnego chochlika, który zaraz wytnie przechodzącym bardzo nieprzyjemny żart.

Aomine nie zdążył nawet mrugnąć kiedy zwinna ręka nieznajomego pochwyciła koszyk i wyrwała go z niespodziewającej się niczego brązowej dłoni.
- Moje! - krzyknął i szybkimi susami zaczął biec w głąb lasu.
- Co, kurwa? Chwila...czy to był mój koszyk?! Wracaj chuju! - wściekły Aomine rzucił się za uciekającym złodziejem, zostawiając za sobą oniemiałego Kagamiego.
Biegł za wilkiem po miękkim poszyciu lasu nie pozwalając żeby choć na chwilę zniknął mu z oczu. Po paru minutach białowłosy zwolnił i zaczął ciężko dyszeć. Daiki skorzystał z okazji i dziękując sobie za zajebistą kondycję jeszcze bardziej przyspieszył i kiedy był tuż za chłopakiem rzucił się na niego powalając na ziemię. Zignorował pisk bólu i  przycisnął go mocno do podłoża.
- Aua! Poroąbało cię? Puszczaj! - wilk zaczął się wyrywać, jednak silne dłonie napastnika przytrzymujące jego ręce skutecznie uniemożliwiały ucieczkę.
- Co myślałeś, że jak idzie facet w kiecce i facet z uszami to możesz ich okraść a oni nic ci nie zrobią? Hahaha więcej pokory na przyszłość. Zabieram co moje a ty nawet nie waż się iść za nami - warknął na niego Aomine i powoli podniósł się chwytając przy okazji koszyk, który upadł kawałek dalej.
- Hej a co jest w tym koszu , że go tak zacięcie bronisz hę? - zapytał zaczepnym tonem złodziej siadając na wilgotnej trawie i krzyżując zgrabne nogi.
- Tobie nic do tego. Z resztą po co kradłeś coś czego zawartości nawet nie znasz?! Jesteś jakąś ekstremalną wersją kleptomana? - zdziwiony aż zaprzestał energicznego strzepywania z siebie trawy i kilku zbłąkanych mrówek.
- Haha, można tak powiedzieć. Chociaż ja po prostu lubię to robić.
- Dziwny jesteś...yych.... - zawahał się Daiki.
- Haizaki. Haizaki Shougo - przedstawił się chłopak. - A ty jesteś...?
- Aomine Daiki
- A tak właściwie, skoro idziecie żółtym szlakiem to pewnie macie zamiar dostać się do Rubinowego Pałacu, mam rację? - zapytał Haizaki a niebiesko włosy tylko skinął głową potakująco - Heheh no to współczuję. Czarnoksiężnik Akashi jest od jakiegoś czasu w paskudnym humorze.
- A ty skąd to niby wiesz? - zapytał podejrzliwie Aomine
- Nie trudno się domyślić, widząc w jakim stanie jest Eio. Nadworna dziwka, brat Akashiego, występuje też w roli kata. - dodał nieco zirytowany widząc pytające spojrzenie chłopaka. Nienawidził pytań - Widziałem się z nim gdzieś dwa dni temu. Teraz pewnie niewiele z niego zostało. Hyhyhy - złośliwy śmiech wydostał się z bladego gardła.
- Jesteś okropny wiesz Haizaki? - stwierdził zniesmaczony Daiki - Dobra to ja już pójdę, Kagami pewnie zapłakuje się na śmierć.
- Nie radzę. Kilometr dalej szlak jest zawalony. Jakiś czas temu przechodził tędy Tytan Murasakibara, jeden z pupilków czarnoksiężnika. Ten debil połamał wszystkie drzewa w okolicy i rozwalił ścieżkę, wystarczyło, że na nią stanął. Nie przejdziecie tamtędy bez pomocy. - wyjaśnił białowłosy wciąż uśmiechając się drwiąco.
- Hohoho a co tobie się tak nagle zebrało na uprzejmości? Czego chcesz? - nieufnie zapytał Aomine
- Widzisz czekoladko, mam prośbę. - ciemnoskóry warknął tylko w odpowiedzi na to określenie - Chcę żebyście poprosili o życzenie dla mnie jeśli uda się wam przeżyć spotkanie z Akashim.
- Hahaha a co boisz się? Pewnie trzęsiesz się na samą myśl o wejściu do pałacu! - zaśmiał się donośnie Aomine z satysfakcją odpłacając się za wcześniejszy komentarz na temat jego karnacji.
- Że co proszę?! Ani trochę się nie boję! Gdybym chciał to mógłbym pójść tam nawet w tej chwili! - Shougo zaczął nerwowo się usprawiedliwiać - Wiesz co, pójdę z wami - oznajmił, lekceważąc zupełnie szok i przerażenie przewijające się przez twarz podróżnego - Wskażę wam przejście przez ten chaos tam dalej a w zamian oboje będziecie mi w przyszłości winni przysługę. Jeśli faktycznie chcecie się tam dostać, to nie macie szczególnego wyboru. Nie znajdziecie w tym lesie nikogo innego, kto nadawałby się na przewodnika - zakończył triumfująco
- Z ciężkim sercem przyznaję, że masz rację. Niech ci będzie, tylko nie waż się czegoś dziwnego kombinować bo ci flaki przez gardło wypruję - dodał to z bardzo niepokojącym błyskiem w oczach sprawiając, że Shougo aż ciężej odetchnął.

Aomine bez słowa odwrócił się i skierował szybkie kroki w stronę żółtej ścieżki błagając w myślach żeby Kagami się nie odwodnił z powodu nadmiernej produkcji łez. Dlatego miłym zaskoczeniem było zobaczyć, że Taiga siedzi po przeciwnej stronie drogi, obejmuje ramionami podkulone kolana a oczy ma tylko lekko wilgotne i co jakiś czas pociąga nosem. Kiedy tylko zobaczył Daikiego poderwał się szybko na nogi, podbiegł do niego i objął mocno za szyję.

- No już, już. Sorry, że tak długo ale miałem z nim do pogadania, zostanie naszym przewodnikiem i będzie z nami aż do końca drogi - rzucił wskazując na wyłaniającą się z gąszczu sylwetkę - Tak wiem, mnie też się to specjalnie nie podoba ale nie mamy wyjścia, jakieś problemy z trasą - dodał widząc skrajne przerażenie wypływające na twarz czerwonowłosego, zapewnienia Aomine i jego dłoń głaszcząca Kagamiego po włosach trochę uspokoiła chłopaka. Ten puścił wreszcie jego szyję i odsunął się trochę a nawet odważył kiwnąć lekko głową w stronę niedoszłego (tym razem) złodzieja, który swoim zwyczajem odpowiedział na powitanie wsuwając język i naciągając palcem dolną powiekę. Ohyda.

Bez słowa ruszyli w dalszą drogę, nasza dwójka podróżnych szła pierwsza w niezręcznej ciszy a wilczy chłopak lekko podskakiwał przed nimi nucąc jakąś zbereźną piosenkę, której "cycata" tematyka najwyraźniej przypadła Aomine do gustu bo zaczął kiwać głową w takt melodii.
Wyszli z lasu prosto w pole, którego zboże sięgało im wysoko do pasa. Już widzieli na horyzoncie kontury pobojowiska jakie zostawiła tytaniczna stopa kiedy nagle zza zakrętu wyszły dwie bardzo dziwne persony. Jedną z nich był człowiek w kostiumie drzewa a drugą człowiek w metalowej zbroi skrzypiącej przy każdym ruchu. 
Twarz drzewa była blada i surowa a na zadartym nosie miał okulary w grubych, czarnych oprawkach. Oczy były wąskie, w kolorze zielonej herbaty a rzęsy wyglądały jakby były pociągnięte grubą warstwą czarnego tuszu. Mężczyzna w zbroi miał twarz tak poważną, że próżnym wysiłkiem byłoby doszukiwać się na niej jakichkolwiek emocji. Włosy uczesane, gładkie i czarne jak smoła a skóra blada. Największe jednak wrażenie robiły jego oczy. Puste, nie widzące kolorów, metalicznie połyskujące w słońcu. Cała piątka spojrzała po sobie zastanawiającsię jak zareagować. Pierwszy odezwał się ten glonowaty.

- Dzień dobry, ostrzegam, że tamtędy nie przejdziecie - powiedział zdawkowo, poprawiając w tym samym czasie okulary.
- Tak, wiemy ale dziękujemy za radę - odpowiedział ciemnoskóry siląc się na uśmiech - Będziemy już...
- Wiecie to a i tak idziecie dalej? Interesujące.
Cholerny okularnik, czemu musiał się skapnąć, teraz się nie odczepią!
- Eeee... tak jakoś, mamy powody, a teraz do widzenia - wymijająco odparł Daiki i kiedy próbował przejść obok nieznajomych drogę zastąpił mu przebieraniec w zbroi. - Ekhm, chciałbym przejść, możesz się odsunąć?  - sapnął resztkami samokontroli i na oparach cierpliwości. Nie uzyskał reakcji.
- Wiecie jak ominąć to pobojowisko prawda? Pozwólcie nam iść z wami, zapłacimy - zaproponował dość pewnie jak na drzewo w swojej sytuacji.
Haizakiemu aż się oczy zaświeciły kiedy usłyszał o zapłacie. Wykonał długi krok i już ustalał cenę z zielonowłosym. Co za przekupna szuja.

Nagle Shougo wydał z siebie bardzo głośny i tak erotyczny dźwięk, że bardziej podniecającego to żaden z obecnych jeszcze nie słyszał. Wszyscy wstrzymali na chwilę oddech i zwrócili oniemiałe spojrzenia w stronę dosłownie gotującego się ze wstydu Haizakiego (na serio, on nawet parował!). Dopiero po paru sekundach zorientowali się co wywołało u chłopaka taką reakcję. Otóż mężczyzna o stalowych oczach zirytowany białą kitą smyrającą go co chwila po twarzy złapał ją w mocnym uścisku zupełnie nie przeczuwając, że jest ona najczulszym punktem wilka i jej złapanie sprawi mu tyle przyjemności  (a i owszem, czegokolwiek by Haizaki nie mówił to wciąż było bardzo przyjemne *hyhyhy* ). Midorima odchrząknął i skupił na sobie rozproszoną uwagę wszystkich obecnych i zaczął tłumaczyć warunki ustalone z Haizakim. Okazało się, że Shintarou jest bogatym paniczykiem i sypnie trochę groszem, żeby tylko pomogli mu dotrzeć do Akashiego. Nikomu jednak nie chciał powiedzieć czemu jest ubrany w... no w drzewo. A Nijimura jest po prostu szczwany i podpiął się pod drewniaka.
Ostatecznie Aomine zgodził się na nowe towarzystwo przekonując Kagamiego, że jest bezpieczny i już wszyscy ruszyli w dalszą drogę pod przywództwem dziwnie milczącego i wciąż czerwonego po same puchate uszy Haizakiego. Przy zawalonej ścieżce, która już chyba nigdy nie będzie jej nawet przypominać Taiga prawie dostał zawału kiedy stanął na jakimś zbłąkanym pająku a we włosy wplątał mu się skrzeczący nietoperz. Ten to ma pecha. Wszyscy dusili chichot oprócz Haizakiego, który bez skrępowania zaśmiewał się na całe gardło. Kagami nadął policzki, jak obrażony dzieciak i przyspieszył kroku.
Shougo prowadził ich jakimś dzikim tunelem, w którym wszyscy musieli iść na kolanach. Pierwszy Haizaki za nim Nijimura – co chwila było słychać piski białowłosego – potem Kagami, za nim Aomine, który nie odrywał oczu od kształtnych pośladków przed sobą (z przerażeniem zauważył, że się ślini), a na końcu Midorima narzekający co sekundę na warunki podróży i w ogóle, jak tak można i że nie może się ruszać przez swój kostium.
Czołgali się tak chyba z godzinę aż wreszcie oślepił ich blask słońca wdzierający się do mrocznej czeluści. Z westchnieniem ulgi wygramolili się na miękką, ciepłą trawę i wdychali jej przyjemną woń.

- No panienki to już tu! Patrzcie! - krzyknął wesoło Shougo i wskazał palcem w kierunku wyrwy w ścianie lasu.

Jak na zawołanie wszystkie uwalone ziemią głowy zwróciły się we wskazanym kierunku. Widok był tak piękny, że nawet Aomine nie zwrócił uwagi na nazwanie go panienką. Znajdowali się na stromym, górskim zboczu, w dole ciągnęły się falą doliny usiane małymi, wiejskimi domkami i przyozdobione polami we wszystkich możliwych kolorach  (tak niebieskie również się znalazło). Ale to co było w tym krajobrazie najwspanialsze to ogromny pałac przysłaniający horyzont. Mury były wysokie i białe, wieże strzeliste i smukłe, fasady chyba tysiąca pałacowych okien rzeźbione i gdzieniegdzie malowane czarną farbą, dachy półprzezroczyste z czerwonego szkła chłonęły promienie zachodzącego słońca, które rozświetlały je jakby od wewnątrz tworząc wrażenie jakiejś magicznej poświaty. Mury obronne były grube, wysokie usiane mnóstwem wież strażniczych, które z pewnością były uzbrojone po zęby. Miały w końcu bardzo ważne zadanie, musiały obronić tę majestatyczną budowlę i nie pozwolić nikomu jej przejąć.
Wszyscy wpatrywali się w zapierający dech w piersiach pałac z rozdziawionymi ustami. Dopiero Haizaki wyrwał ich z otępienia kiedy uznał, że dość się już napatrzyli. Podnieśli się z jękiem z trawy i rozpoczęli karkołomne schodzenie w dół stromego zbocza.

- I ty się nazywasz przewodnikiem! Nie mogłeś nas sprowadzić jakąś normalną drogą?! Przecież tu się idzie zabić! - zajęczał Shintarou
- Po pierwsze nie jestem przewodnikiem, tylko złodziejem, a po drugie mogę dopilnować żebyś znalazł się na dole w tempie ekspresowym. Jedynym mankamentem jest to, że możesz mieć po tym połamanych parę kości - odpowiedział spokojnie Haizaki z błyskiem ekscytacji w oku. Szuja na prawdę była gotowa to zrobić.
Midorima nie zdążył mu się odgryźć bo rozległ się krzyk i w dół runęła postać z czerwoną czupryną. Oczywiście Kagami. Biedak przestraszył się żuka, który usiadł mu na dłoni a kiedy próbował go w panice strącić poślizgnął się na wilgotnych liściach, stracił równowagę i już był na dole.
Aomine pierwszy zorientował się w sytuacji i prawie zbiegł w dół nie zważając na nic. Pozostali też trochę przyspieszyli ale nie rzucili się w dół na łeb na szyję.

- Taiga, nic ci nie jest?! - przestraszony Daiki podbiegł do leżącego na ziemi lwa i potrzasnął go za ramię.
- N-nic mi nie jest. Chyba... - odpowiedział czerwonowłosy i spróbował wstać. Kiedy tylko stanął na lewej stopie od razu znowu usiadł z sykiem bólu i pokręcił głową z rezygnacją - Chyba skręciłem kostkę. Nie dam rady iść. Może doczłapię do jakiejś gospody. Chyba ominie mnie spełnianie życzeń - westchnął tylko i uśmiechnął się blado do Aomine i do reszty zgromadzonych, którym udało się w jednym kawałku zejść na dół.

- Właź mi na plecy. Zaniosę cię. - rozkazał ciemnoskóry i przykucnął
- Chyba żartujesz! W życiu nie wejdę ci na plecy, to zawstydzające!
- Skoro tak ci nie pasuje to zrobimy inaczej - odpowiedział poważnie i bez zbędnych ceregieli wziął Taigę na ręce tak jak się nosi księżniczkę i bez wysiłku uniósł do góry - No, teraz możemy iść. Ruszcie się wszyscy, idziemy - nakazał i sam ruszył gościńcem w stronę Rubinowego Pałacu. Kagami spłonął na twarzy i tak się zapowietrzył, że nie zdołał nawet odpowiednio ochrzanić Daikiego. Midorima patrzył na nich z szeroko otwartymi oczami, Nijimura aż zagwizdał a Haizaki jak to on zanosił się wrednym śmiechem wprawiając Kagamiego w jeszcze większe zakłopotanie.

Dojście do potężnych murów obronnych zajęło im jakieś pół godziny. Już chcieli zacząć negocjacje o wpuszczenie ich do środka z wielce nieprzyjaznym strażnikiem przy wrotach, kiedy coś odwróciło ich uwagę. Parę metrów od nich w wielkiej kałuży błota coś zaczęło się szamotać i wydawać okropne bulgoczące dźwięki. Strażnik dobył długiego miecza i z obawą zaczął podchodzić w stronę tego czegoś. Stwór uniósł się na nogi, był mały i chudy. Uniósł głowę i spojrzał na zgromadzonych.

- Eio!
Krzyk Haizakiego odbił się echem we wszystkich głowach.
Eio... już chyba kiedyś słyszeli to imię.
- Haizaki! - krzyknął potwór
Działo się to zbyt szybko by oniemiali mężczyźni zorientowali się w sytuacji. Oblepiony błotem, od stóp do głów, Eio rzucił się w rozwarte szeroko ramiona białowłosego. Ściskali się tak przez dobrą minutę. Wylewane powitanie przerwał Aomine.

- Ekhm... Haizaki....  mógłbyś nam to wytłumaczyć? Co to za menel?
- Ej, ej, ej, żaden menel! Jestem dziwką! - odparł chłopak dumnie wypinając pierś.
- Ta, no to faktycznie lepiej.

Eio warknął tylko na Daikiego, szepnął coś do ucha strażnikowi, którego twarz automatycznie pokryła się gorącym rumieńcem i wrota stanęły przed nimi otworem. Przeszli przez ogromny dziedziniec, weszli do pałacu i co chwila aż wyrywały im się westchnienia podziwu kiedy widzieli przepiękne, pełne przepychu komnaty. Midorima był oburzony, że Eio zostawia z każdym krokiem brudną kałużę sporych rozmiarów, tylko dzięki resztkom samokontroli ten pedant go nie zabił.

- O, a w tej sali zostałem zgwałcony przez Akashiego. To było moje ulubione Boże Narodzenie... . A w tamtej to ja zgwałciłem jego, to był taki cudowny wieczór. A właśnie kojarzycie 50 twarzy Greya? Za tymi czerwonymi drzwiami jest identyczny pokój sado-maso. No prawie,  tylko dwa razy większy i lepiej wyposażony. Wiem bo sprawdzałem... - westchnął ekstatycznie i aż przeszedł go dreszcz podniecenia

Min podróżnych po usłyszeniu tej wypowiedzi nie sposób opisać. Można powiedzieć, że przeżyli właśnie największy szok swojego dotychczasowego i przyszłego życia.
- Gdzie my kurwa jesteśmy. Pieprzone wariatkowo.
- Kagami, nie posądzałem cię o takie słownictwo ale w tej sytuacji to najlepsze określenie - odpowiedział wciąż zszokowany Aomine.

Po paru minutach doszli do ogromnych stalowych wrót w kolorze ciemnej wiśni i znów zaniemówili z wrażenia. Ubłocony chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem i pchnął jedno skrzydło z całej siły. Otworzyło się bardzo powoli z głośnymi zgrzytami i piskami. Wewnątrz pomieszczenia odwrotnie do reszty pałacu było tak ciemno, że nie widzieli nawet dłoni uniesionej tuż przed twarzą. Drzwi zatrzasnęły się za nimi z potężnym hukiem. Cisza dzwoniła w uszach przerywana jedynie ich cichymi oddechami, tak delikatnymi jakby były specjalnie tłumione w tym niezwykłym miejscu.

- Witajcie

Głęboki głos przeciął powietrze i wwiercił im się w uszy. W tym momencie rozległ się syk tysiąca zapalnych świec umieszczonych w czarnych, masywnych, zdobionych kandelabrach. Pokój był okrągły, ściany obite czarnym aksamitem, z sufitu zwisała luźno podwieszona czerwona materia wyszywana grubą, złotą nicią. Posadzka była wyłożona grubym, miękkim dywanem w małą, czarno - białą kratę. Na środku komnaty było kamienne podwyższenie na które prowadziły schody z czarnego marmuru, a na podwyższeniu stał duży, miękki tron obity czerwoną skórą przymocowaną złotymi gwoźdźmi, na poskręcanych, złotych nogach, zakończonych lwimi łapami. A na tym pięknym tronie siedziała majestatyczna postać. Czarnoksiężnik Akashi we własnej osobie. Smukła postać ubrana w królewskie szaty, okryta niesamowicie długim, sięgającym ziemi czerwonym płaszczem, obszytym biało - czarnym futerkiem z gronostajów. Akashi patrzył na nich z wyższością ale uśmiechał się lekko. Nie był to przyjazny uśmiech.

- Eio, skarbie, nie powinieneś teraz smętnie dogorywać w tym błocie pod murami? O ile dobrze pamiętam, to cię tam wrzuciłem. I kim są twoi przyjaciele?
- Spotkałem ich pod bramą. I cóż, wróciłem, bo chciałem wypróbować ten uroczy ogonek, który ostatnio kupiłeś u Kise. Wiem, że lubisz zabawki analne… Znaczy się wykorzystywać je na mnie! - dodał szybko widząc mord w oczach czarnoksiężnika.
- Idź się lepiej umyj, paskudzisz dywan.
- Mhm... - odpowiedział smętnie Eio i powłócząc nogami podszedł do drzwi ukrytych w ścianie
- Ale wróć tu zaraz. W łazience masz przygotowane ubranie. Spodoba ci się - uśmiechnął się czerwonowłosy tym razem nadzwyczaj miło.
- Hau! - odszczeknął brudas i zniknął za drzwiami

- No dobrze, a co was tu sprowadza? - czerwonowłosy skierował wzrok na jeszcze nieco oszołomionych ludzi w dole.
Pierwszy odezwał się Aomine
- Przyszliśmy do ciebie aby prosić o spełnienie po jednym naszym życzeniu. Ja jestem Aomine Daiki, to jest Kagami Taiga, to Nijimura a to Midorima Shintarou. Ja przyniosłem jeszcze kosz od Kise - wyjaśnił spokojnie wskazując głową na poszczególne osoby ani myśląc puszczać Kagamiego, który ukrył twarz w dłoniach i próbował ukryć rumieńce
- Wspaniale, zostaw kosz przy schodach, Eio bardzo się ucieszy z  jego zawartości. Kise robi świetne zabawki analne i najostrzejsze nożyczki do patroszenia w królestwie - chwalił Seijuurou, a Daiki odłożył kosz w odpowiednim miejscu, uświadamiając sobie, że leżał nieprzytomny w domu wytwórcy akcesoriów sado-maso. Miał przy tym mało ciekawą minę. -  A co do waszych życzeń. Spełnię je. Znajcie łaskę Pana. Co was trapi?

Zaczął Midorima. Okazało się, że kiedy ubierał kostium drzewa podczas próby do szkolnego przedstawienia jakiś Takao wlał mu do środka parę litrów kleju i nikt w całej wiosce nie potrafił go wydostać. Prosił o pomoc w zdjęciu tego cholernego drzewa. Później Nijimura bardzo krótkimi zdaniami wyjaśnił jak to spotkał zielonowłosego na drodze do pałacu i postanowił mu towarzyszyć a potem prosić czarnoksiężnika o prawdziwe serce, bo chciał mieć uczucia. Następnie Haizaki wyraził nie skromną prośbę o perłowy sztylet, wybijaną drogocennymi kamieniami koronę i królewski płaszcz taki sam jak Akashiego. Na koniec Aomine opowiedział historię Kagamego, bo ten nie potrafił wydobyć z siebie słowa w myślach wyobrażając sobie co te nowe nożyczki mogłyby zrobić z jego biednym ciałem gdyby powiedział coś niewłaściwego. Poprosił jeszcze o wyjaśnienie co on tu robi i czemu nic nie pamięta.

- Hmmm... rozumiem. Niech będzie - Akashi pokiwał ze zrozumieniem głową. Wstał ze swojego miejsca i sięgnął ręką do pasa przy którym wisiała pięknie zdobiona pochwa na miecz. Jednak nie wyjął jak oczekiwali wspaniałego oręża lecz długie berło, którego trzon był wykonany z grawerowanej w mistyczne wzory stali i zakończone złotą, pięcioramienną gwiazdą. Nie, chwila… to była po prostu magiczna różdżka. Zamachnął się nią nad głową i wykrzyknął magiczne słowa:

- Abra, kadabra, przyjaźń to magia!!! (da fak – dop, korektora)(nie wiedziałam co wymyśleć - dop, autora)

W tym momencie śmiali się wszyscy, nie wyłączając Taigi, który w sumie rżał najgłośniej. Jednak już chwilę potem nie było im tak do śmiechu bo otoczyło ich czarne światło (Akashi jest bogiem, czarne światło istnieje) i rozległy się grzmiące dzwony. Trwało to tylko chwilę, parę sekund później wszystko ustało. Ale coś się zmieniło.

- Co to ma być! - wrzasnął Haizaki - To są jakieś żarty?!
- Nie, po prostu tak działa moja magia - westchnął czarnoksiężnik

A zadziałała konkretnie w ten sposób, że z Midorimy zniknął kostium drzewa, na którego miejsce pojawiła się długa, balowa suknia w kolorze soczystej zieleni, Nijimura nabrał kolorów na wcześniej trupio bladej twarzy, martwe wcześniej oczy zyskały wyraz a zbroję zastąpił srebrny garnitur i tęczowy krawat. Haizaki był ubrany w kremową suknię z otworem przez który wylazł puchaty ogon, na ramionach miał bardzo długi płaszcz królewski, na biodrach pas z przymocowaną pochwą z nożem a na głowie drogocenną koronę. Sukienka Aomine wydłużyła się, zniknął fartuszek, rajstopy i buty, które zastąpiły szafirowe balerinki, natomiast Kagamiemu uszy i ogon zmieniły kształt i barwę, teraz wyglądały jak tygrysie, rude w czarne paseczki. Z nim magia postąpiła najokrutniej, nie dla tego, że nie dostał pięknej sukni czy drogocennej biżuterii a dla tego, że nie dostał kompletnie niczego. Siedział nagi na środku pokoju i nie poradnie próbował osłonić odkrytą  skórę (Daikiemu aż oczy zapłonęły na ten widok). Dziwne było, że się nie darł i nie płakał na potęgę. Tę czary chyba jednak zadziałały.

- Tak działa twoja magia?! To niedorzeczne, w ogóle nie do pomyślenia! Kto to widział nanodayao!! - krzyczał Shintarou łapiąc się co chwila za głowę.
Do narzekań przyłączyli się wszyscy i podniósł się taki wrzask, że nawet Eio wybiegł z łazienki cały mokry z ręcznikiem przewiązanym na biodrach, jednak uspokojony porozumiewawczym spojrzeniem Akashiego wrócił do łazienki.

- CISZAAA!!!  - ten wrzask był porównywalny chyba tylko do startu samolotu i prawie rozsadzał bębenki. To uspokoiło rozkrzyczanych mężczyzn - Świetnie, skoro wszyscy już się przebrali, zapraszam na bankiet. Eio rusz dupę i idź do mojej sypialni. Tylko weź ze sobą ten koszyk, zaraz do ciebie przyjdę!
Akashi uniósł się z tronu, zszedł lekko po schodach i zaprowadził grupkę księżniczek… ekhm., przepraszam… książąt w sukienkach do odpowiedniej sali. Wyglądało na to , że przekonali się już, że bezpieczniej dla życia i zdrowia jest nie wrzeszczeć na czarnoksiężnika.

Kagami człapał z tyłu i próbował chować się za plecami ciemnoskórego co nie zawsze było możliwe. Sala balowa była wielka, dosłownie ociekająca złotem. Marmurowa posadzka odbijała ciepłe światło świec umieszczonych w ogromnym, kryształowym żyrandolu zwisającym z sufitu na grubym łańcuchu. Pod wyłożonymi lustrami ścianami stały stoły uginające się od nadmiaru jedzenia i trunków. Zapowiadała się niezła impreza. I faktycznie, kiedy nie wiadomo skąd rozbrzmiała muzyka wcześniej niechętni goście ruszyli do tańca. Kagami pożyczył płaszcz od Haizakiego  (nikt nie wie co mu za niego obiecał ale po wyszczerzu wilka wnioskowali, że to nic dobrego) i otulił się nim szczelnie.
Tańczył teraz w objęciach Aomine, który szeptał mu coś do ucha wprawiając go w zakłopotanie, lekko przygryzł mu ucho i przejeżdżał językiem po szyi przyprawiając tygrysa o dreszcze. Co chwilę również wsuwał dłoń w poły płaszcza i smyrał palcami delikatną skórę. Nijimura porwał w ramiona nieźle już wstawionego Haizakiego, przyparł do ściany i całował bez opamiętania ściskając jego wrażliwy ogon. To z pewnością skończy się w łóżku, nie ma co. Glonopodobny podrygiwał niezdarnie w objęciach Takao, który jak się okazało przybył do zamku w jakiś interesach i również został zaproszony na bal. Zielonowłosy ledwo stał, coś na pewno się stało kiedy obaj poszli do łazienki. Oni też za chwilę zajmą jakąś sypialnię.

Po piętnastu minutach na sali został już tylko drżący z podniecenia Kagami i dumny z siebie Aomine. Muzyka przycichła więc dało się słyszeć głośne jęki i westchnienia z komnat nad salą. Ta wyprawa po życzenia skończyła się nadzwyczaj niespodziewane.

- Wiesz Aomine - cichy szept łaskotał śniade ucho - Cieszę się, że tu z tobą przyszedłem. Dzięki - uśmiechnął się nieco głupkowato.
- Heh spoko - odpowiedział wielce inteligentnie Daiki zapatrzony w szkarłatne oczy - Wiesz co? Właśnie zmieniłem orientację.
- Że c… – nie zdążył skończyć bo usta zamknęły mu wargi drugiego mężczyzny. Najpierw próbował się wyrywać ale silne ramiona oplatające go w talii i gorący język drażniący podniebienie skutecznie odwiodły go od tego pomysłu. Westchnął cicho z przyjemności i oddał pocałunek najlepiej, jak tylko na prawiczka potrafił.

Stali tak całując się po środku sali pochłonięci nowym uczuciem kiedy ni stąd ni z owąd rozległ się głuchy trzask.
- Słyszałeś to Taiga?
- Taaak...
To była chwila.
Szybka i sprawna reakcja łańcuchowa:
1) łóżka piętro wyżej z jakiegoś powodu niesamowicie mocno obijały się o ścianę
2) wprawiło to sufit sali balowej w mocne drgania
3) co sprawiło, że liny przytrzymujące kryształowy żyrandol zaczęły niebezpiecznie trzeszczeć
4) doprowadziło to do tego, że biedne sznurki nie wytrzymały napięcia i z głośnym trzaskiem... się poddały

Aomine podniósł zdziwione spojrzenie w górę na spadający żyrandol, dzięki swojemu zajebistemu refleksowi zdołał odepchnąć zdezorientowanego Kagamiego na bezpieczną odległość i wypowiedzieć magiczne słowa:

-O kurwa...

Usłyszał jeszcze tylko mnóstwo pojedynczych uderzeń kryształków rozbijających się na posadzce zanim poczuł ostry ból głowy i objęła go zimna ciemność.

***

Niesamowity ból rozsadzający czaszkę wyrwał go ze snu. Jęknął przeciągle i z niesamowitym trudem uchylił ciężkie, klejące się powieki. Uderzyło go ostre światło dnia.

Cholerny świat robi mi na złość.

Kolejna salwa jęków i już miał oczy szeroko otwarte i niezadowolony rozglądał się dookoła. Aomine aż zatkało na to co zobaczył. Właśnie sobie przypomniał, że mieli wczoraj niezła popijawę. Chcieli uczcić urodziny Kagamiego, więc oczywiście alkohol lał się strumieniami i dlatego właśnie teraz wszyscy są w takim, a nie innym stanie.
Najpierw zauważył Kise, który leżał na wznak wszerz stolika do kawy (już współczuł biedakowi bólu pleców), potem Eio zwisający pod sufitem (za chuja nie wiedział jak ten debil się tam znalazł) a pod nim Akashi, który wydawał z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki i jeśli miał być szczery to brzmiały one jak z jakiegoś pornola dla tęczowych. Dowiedział się również, że Murasakibara lunatykuje, bo fioletowowłosy olbrzym stał nad jakimiś kartonami i bezlitośnie je deptał pochrapując przy tym co chwilę. Zawsze wiedział, że Atsushi jest dziwny, ale nie że aż tak. Midorima leżał skulony na kanapie i ... - tu pożałował, że nie ma przy sobie aparatu - ssał kciuka przytulając do siebie wielkiego, pluszowego psa , który dziwnie przypominał mu Takao.

Już chciał się podnieść i pognać po aparat ale uniemożliwił mu to jakiś ciężar przygniatający go do podłogi. Uniósł się na łokciach i ze zdziwieniem stwierdził, że na brzuchu spoczywa mu głowa z czerwonymi włosami i rozdwojonymi brwiami a reszta ciała ulokowała się na nim (nic dziwnego, że nie czuł nóg). Od razu przypomniał mu się cały sen. Ledwo zdusił chichot i starał się nie obudzić Taigi leżącego na jego trzęsącym się ze śmiechu brzuchu. Uspokoił się i zaczął przyglądać twarzy śpiącego. Patrzył jak opada i się unosi w rytm jego oddechu, podziwiał tę przystojną twarz, którą interesował się już od jakiegoś czasu. Uniósł dłoń i odgarnął kilka kosmyków które zsunęły się na twarz chłopaka. Były takie przyjemne w dotyku, miękkie i wilgotne i ... chwila moment, wróć... jakie znowu wilgotne?!

Zaniepokojony Daiki nachylił się mocniej do przodu i wytężył wzrok (co nie było takie proste biorąc pod uwagę tego okropnego kaca). No nie! Ten idiota zaślinił mu całą koszulę!
- Ugh... Taiga wstawaj! - jęknął zdegustowany potrząsając chłopaka za ramię - Ej serio, rusz ten spity tyłek i złaź ze mnie!
- Hkvndbxhxjsndbfbf.... - w odpowiedzi usłyszał jedynie jakieś nieartykułowane rzężenie.
- Dobra stary, nie mam wyjścia. To twoja wina. Mógłbym to zrobić inaczej i po prostu cię zrzucić ale cię lubię i od jakiegoś czasu miałem na to ochotę więc obudzę cię w ten sposób - kompletnie niepotrzebnie wyjaśnił Aomine. Wciąż nie do końca pewny tego co robi uniósł się do pozycji siedzącej mając nadzieję, że może wtedy mężczyzna się obudzi, spojrzał na czerwonowłosego spoczywającego obecnie głową na jego kroczu  (och jak chciałby żeby znalazł się tam z własnej woli) i podciągnął bezwładne ciało w górę (musiał być wczoraj niesamowicie pijany skoro wciąż się nie obudził). Jeszcze raz zastanowił się nad tym co robi, dla bezpieczeństwa rozejrzał się jeszcze nerwowo dookoła ale na szczęście nikt się jeszcze nie obudził, nawet Murasakibara już tylko stał w miejscu ze zwieszoną głową i chrapał.

- Uwaga, Taiga. Naprawdę to zrobię.
Nachylił się szybko i musnął swoimi wargi Kagamiego. Uff... już po wszystkim, no ale on nadal śpi... i te usta są takie miękkie... nawet lepsze niż we śnie...
Dobra jeszcze tylko raz.
Już bez zawahania przywarł ustami do uśpionych odpowiedniczek. To było takie przyjemne, nie mógł się powstrzymać. Polizał jego wargi rozkoszując się ich smakiem, czuł alkohol ale nie tylko, również coś co bardzo mu się spodobało. Całował te usta już chyba kilka dobrych minut co chwila ssąc je, liżąc i przygryzając. Jednak w którymś momencie usta rozchyliły się zapraszając gorący język Daikiego do środka same nie pozostając bierne. Oddawały delikatnie pieszczotę i ... co?
Oddawały?!
Ciemnoskóry otworzył szeroko powieki do tej pory przymrużone z przyjemności i napotkał karminowe tęczówki wpatrzone w niego.

- Jasna cholera, Taiga! Nie śpisz! - odsunął się zszokowany zupełnie zapominając, że taki był początkowy cel jego działań
- Brawo Ahomine geniuszu. Powinieneś dostać nobla za spostrzegawczość! - odpowiedział rumieniąc się intensywnie, z trudnością próbując ukryć zakłopotanie i podniósł się niezdarnie z ziemi - Idę się umyć i zrobić śniadanie, jak chcesz jest jeszcze druga łazienka, piętro niżej i ... - urwał w pół słowa pociągnięty przez śniadą rękę z powrotem w szerokie ramiona chłopaka na podłodze - Hej co ty wyprawiasz!?
- A ty?
- Co ja?
- Nie jesteś zły za to, że całował cię facet?
- No chyba nie, skoro go nie powstrzymałem i jeszcze się przyłączyłem, baka!! - wybuchł pokrywając się cały aż po uszy niesamowicie intensywną czerwienią
- Och...
- ... chcesz wziąć prysznic razem? ... szkoda wody ...
- Tak! - odpowiedział Aomine odrobinę za szybko - Znaczy , jak chcesz to czemu nie... - dodał szybko, wstał i ruszył w stronę łazienki
- Ej ale czekaj na mnie! - na twarz Kagamiego wypłynął szeroki, szczery uśmiech. To z pewnością były jego najlepsze urodziny w życiu.

***

- Wiesz, miałem dzisiaj dziwny sen.
- Tak? Jaki?
- Hyh powinieneś wiedzieć tylko, że byłeś w nim niesamowicie seksowny.
- Ale chyba nie bardziej niż przed chwilą co? - spytał Kagami niepewnie
- No nie wiem, nie wiem... - Aomine wyszczerzył się tylko i uchylił przed nadlatującą w jego stronę z zatrważającą prędkością butelką szamponu
- Rzuć broń! Wiesz, że  żartuję - podniósł się z wanny i podszedł od tyłu do wciąż obrażonego mężczyzny i objął go mocno - Byłeś świetny, z resztą zawsze marzył mi się seks w łazience. To chyba mój nowy fetysz. Więc nie dąsaj się już i daj mi całusa - mruknął mu do ucha I już nachylał się do tych cudownych warg kiedy nagle przerwał mu trzask odsuwanych drzwi.

- No proszę, proszę, kogo my tu mamy! - w drzwiach stał ich najgorszy koszmar. Akashi Seijuurou. I to z kacem. - Bylibyście tak mili i udostępnili mi łazienkę? - wysyczał ze sztuczną uprzejmością, co było jeszcze straszniejsze niż gdyby na nich nawrzeszczał.

Byli tak przerażeni, że czym prędzej włożyli na siebie świeże ubrania i wybiegli z pomieszczenia. Ledwo uszli z życiem, czerwono-złote oczy dosłownie ciskały błyskawice.
- Dobra zróbmy to śniadanie
- Taa lepiej tak...Hej Kagami?
- Co?
- Ale  chodzimy ze sobą tak? - tym razem oberwał patelnią.
Zanim upadł na podłogę jęcząc z bólu, uchwycił jeszcze zaczerwienione uszy i kark Taigi.

To chyba oznaczało tyle co „tak”.

*****
Taaak!!! Nareszcie koniec! *skacze jak głupia ze szczęścia* Jestem niesamowicie szczęśliwa, że to skończyłam i nawet mi się podoba ;P Mam specjalne podziękowania dla cudownej Eio, która zrobiła mi tę przeklętą betę ;-; i podpowiedziała mi czasem w prowadzeniu fabuły ^-^ Bardzo ci dziękuję, ten oneshot jest z dedykacją dla ciebie <3 Do zobaczenia oby jak najszybciej *kłania się i nieśmiało prosi o komentarze, konstruktywna krytyka mile widziana*

1 komentarz:

  1. Boru, to było tak bardzo genialne XDDDDDD
    Inaczej tego nie potrafię skomentować xD
    Do następnego :>

    OdpowiedzUsuń